To był bardzo ciężki tydzień w pracy i cieszę się bardzo, że się skończył. Dobrze, że już weekend. Muszę się przyznać, że dałem dziś trochę ciała w pracy. Kolega mnie zagotował i wyprowadził z równowagi. Ściąłem się z nim o pierdołę, zupełnie niepotrzebnie. To chyba ze zmęczenia. Wszyscy byli zresztą dzisiaj jacyś tacy zmierzli, nerwowi. Helena również. Chyba bardziej niż zwykle, bo nie odpowiedziała na moje "Dzień dobry" i w ogóle mnie zignorowała. Łaska Heli na pstrym koniu jeździ. Może oczekiwała indywidualnego powitania? A może doszła do wniosku, że nie powinna mnie sobie spoufalać? Jakiekolwiek są tej niełaski powody - przeżyję:)
Wąwozy porośnięte trawą
55 minut temu
Tylko czy Hela przeżyje...
OdpowiedzUsuńTwarda jest, da radę:)
UsuńA może Hela, zmęczona pracowitym tygodniem niecierpliwie wyczekiwała weekendu? ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno też, wszak bycie naturalną szefową zespołu sprzątaczek może zmęczyć. Trzeba zadbać o racjonalne wykorzystanie ich możliwości przerobowych, nadzorować, dopilnować, doradzić, opieprzyć jak trzeba. Bycie szefem może zmęczyć, a co dopiero bycie naturalną, samozwańczą szefową:))))))))))
UsuńA mówiłam, żeby ten wiersz o Heli heksametrem pisać;-)
OdpowiedzUsuńNie napisałeś to teraz masz fochnięta Helenę:)
Kolega przeżył armagedon?;-)
Nie było armagedonu, tylko krótkie spięcie. Obaj je przeżyliśmy, choć potem zmagałem się z kacem moralnym, bo to spięcie było zupełnie niepotrzebne.
Usuń